Dzień 9 - Egzotyka samotnego podróżowania Velo... META Velo
Niedziela, 30 lipca 2017
· Komentarze(2)
Samotne rowerowanie w moim wykonaniu bywa, jak się okazuje, tradycją nietuzinkową ;)
To był znów ten dzień, kiedy kręcę najwięcej, kiedy jadę 160 km w palącym słońcu, bez grama cienia, bo tak szlak prowadzi, kiedy nie można znaleźć noclegu, bo ludność rzuca się na bajora i rezerwuje każde miejsce do zakotwiczenia dekadę wcześniej, kiedy napalony i nawalony właściciel domków zieje agresją i chęcią spędzenia upojnych chwil, niestety ze mną...
Jak też bywa, kiedy jadę sama, prawie nie robię przystanków. Jedynie poranny na szukanie noclegu okazał się dłuższy, niż wszystkie pozostałe razem wzięte. Wszystkie noclegi do tej pory były za pierwszym, drugim strzałem, ale zapotrzebowanie na noclegi w okolicy Sielpii Wielkiej przewyższyło zapotrzebowanie na nocleg dla mnie na choćby jedną noc.
Kiedy już znalazłam domek, właściciel kazał meldować mi się co pół godzinę, godzinę, żeby "trzymać dla mniej miejsce".
A kiedy już tam dotarłam skonana, poparzona słońcem i nieludzko zmęczona, okazało się, że pijany kolo lat 60+ miał plany co do mnie na wieczór. Nie będę opisywać szczegółów, informację tę zostawiam dla przestrogi. Ostrzegam kobiety przed zatrzymywaniem się u faceta w domkach przy ul. Spacerowej - niejakiego Kołakowskiego - tel. 601-161-414.
Co do Końskich... Niech ktoś mi wytłumaczy brak jakiegokolwiek oznakowania, że kończy się tu szlak ;) Uparłam się i krążyłam w tym cholernym upale jeszcze przed "przygodą noclegową" po tym miasteczku w celu znalezienia jakiejkolwiek malusiej tabliczki, znaczku, karteczki, że Meta, że Koniec, że Gratulujemy, że wytrwaliście ;) I kobitka starsza baaardzo zaangażowała się w pomoc w znalezieniu pomarańczowej tabliczki ( "takiej wariatce to trzeba pomóc" ;p ). Nie, żebym oczekiwała dywanów czerwonych i fanfarów, ale po coś człowiek dyma te ponad 2 tys. km ;-)))
Ostatecznie nocleg miałam w Końskich, do których kolejny raz musiałam zawitać, w Hotelu Łuczyński. Koszt - 90,00 zł za dobę ze śniadaniem. Przynajmniej spokojnie. Stacjonowałam tam przez 3 dni i zdecydowanie wyczuliłam się na pijanych, chamskich facetów. W Końskich, Kielcach i okolicach. Po 7 latach jeżdżenia - często samotnie, w ciemnościach zimą przez las, etc. w końcu postanowiłam kupić gaz, który mam nadzieję, nigdy mi się nie przyda.
Nie będzie obfitych podsumowań ;)
Trasa od Chełma do Końskich summa summarum, jak zawsze przyjemna, nawierzchnia najczęściej dla lubiących asfalty ;), ogólnie w lepszej kondycji, niż od Elbląga do Chełma. Z całą mocą będę polecać Green Velo, co też czynię od zeszłego roku. Nie podzielam zdań malkontentów, którzy jęczą na każdy kawałek szutru, piachu. Taki pomysł, taka trasa, a za warunki pogodowe organizatorzy odpowiedzialności nie biorą. Dla mnie to możliwość poznania kraju od strony rowerowej, resetowania głowy od problemów i napawania się krainą zieloną - dla mnie nie do przecenienia.
Tony batonów, bananów, o dziwo parę palet mniej sera żółtego!, za to hektolitry kefiru ;D Z Coca Velo "byłam" też w Cuncun, Porto, na Bali, Helu, w Zakopanem, na Mazurach, na obozie piłkarskim i filmowym...
Wpisy będę uzupełniać, jak skleroza będzie miała wolne ;)
META VELO. A za rok? ;-)
Foto. Chyba pierwszy raz widziany znak z taką dwucyfrową liczbą ;) Wydawało mi się, że prosto z Kielc ( tam ci on był ) rozpędzę się i 80km prosto do Końskich w godzinę potnę;'D To było oznaczenie zjazdu z chodnika :'D
To był znów ten dzień, kiedy kręcę najwięcej, kiedy jadę 160 km w palącym słońcu, bez grama cienia, bo tak szlak prowadzi, kiedy nie można znaleźć noclegu, bo ludność rzuca się na bajora i rezerwuje każde miejsce do zakotwiczenia dekadę wcześniej, kiedy napalony i nawalony właściciel domków zieje agresją i chęcią spędzenia upojnych chwil, niestety ze mną...
Jak też bywa, kiedy jadę sama, prawie nie robię przystanków. Jedynie poranny na szukanie noclegu okazał się dłuższy, niż wszystkie pozostałe razem wzięte. Wszystkie noclegi do tej pory były za pierwszym, drugim strzałem, ale zapotrzebowanie na noclegi w okolicy Sielpii Wielkiej przewyższyło zapotrzebowanie na nocleg dla mnie na choćby jedną noc.
Kiedy już znalazłam domek, właściciel kazał meldować mi się co pół godzinę, godzinę, żeby "trzymać dla mniej miejsce".
A kiedy już tam dotarłam skonana, poparzona słońcem i nieludzko zmęczona, okazało się, że pijany kolo lat 60+ miał plany co do mnie na wieczór. Nie będę opisywać szczegółów, informację tę zostawiam dla przestrogi. Ostrzegam kobiety przed zatrzymywaniem się u faceta w domkach przy ul. Spacerowej - niejakiego Kołakowskiego - tel. 601-161-414.
Co do Końskich... Niech ktoś mi wytłumaczy brak jakiegokolwiek oznakowania, że kończy się tu szlak ;) Uparłam się i krążyłam w tym cholernym upale jeszcze przed "przygodą noclegową" po tym miasteczku w celu znalezienia jakiejkolwiek malusiej tabliczki, znaczku, karteczki, że Meta, że Koniec, że Gratulujemy, że wytrwaliście ;) I kobitka starsza baaardzo zaangażowała się w pomoc w znalezieniu pomarańczowej tabliczki ( "takiej wariatce to trzeba pomóc" ;p ). Nie, żebym oczekiwała dywanów czerwonych i fanfarów, ale po coś człowiek dyma te ponad 2 tys. km ;-)))
Ostatecznie nocleg miałam w Końskich, do których kolejny raz musiałam zawitać, w Hotelu Łuczyński. Koszt - 90,00 zł za dobę ze śniadaniem. Przynajmniej spokojnie. Stacjonowałam tam przez 3 dni i zdecydowanie wyczuliłam się na pijanych, chamskich facetów. W Końskich, Kielcach i okolicach. Po 7 latach jeżdżenia - często samotnie, w ciemnościach zimą przez las, etc. w końcu postanowiłam kupić gaz, który mam nadzieję, nigdy mi się nie przyda.
Nie będzie obfitych podsumowań ;)
Trasa od Chełma do Końskich summa summarum, jak zawsze przyjemna, nawierzchnia najczęściej dla lubiących asfalty ;), ogólnie w lepszej kondycji, niż od Elbląga do Chełma. Z całą mocą będę polecać Green Velo, co też czynię od zeszłego roku. Nie podzielam zdań malkontentów, którzy jęczą na każdy kawałek szutru, piachu. Taki pomysł, taka trasa, a za warunki pogodowe organizatorzy odpowiedzialności nie biorą. Dla mnie to możliwość poznania kraju od strony rowerowej, resetowania głowy od problemów i napawania się krainą zieloną - dla mnie nie do przecenienia.
Tony batonów, bananów, o dziwo parę palet mniej sera żółtego!, za to hektolitry kefiru ;D Z Coca Velo "byłam" też w Cuncun, Porto, na Bali, Helu, w Zakopanem, na Mazurach, na obozie piłkarskim i filmowym...
Wpisy będę uzupełniać, jak skleroza będzie miała wolne ;)
META VELO. A za rok? ;-)
Foto. Chyba pierwszy raz widziany znak z taką dwucyfrową liczbą ;) Wydawało mi się, że prosto z Kielc ( tam ci on był ) rozpędzę się i 80km prosto do Końskich w godzinę potnę;'D To było oznaczenie zjazdu z chodnika :'D